Jerzy Stuhr jest jednym z najpopularniejszych i najbardziej
wszechstronnych aktorów filmowych i teatralnych, reżyserem, wykładowcą i
rektorem krakowskiej PWST, laureatem wielu prestiżowych nagród. W pamiętniku
opisuje wielką rolę rodziny, przyjaciół, a także ludzi zupełnie mu obcych,
znających go jedynie z ekranu lub sceny, którzy wierzyli w jego wyzdrowienie. Artysta,
zmuszony do spędzania niezmiernie długich okresów w szpitalu, często w
samotności, opisuje najważniejsze wydarzenia artystyczne, polityczne oraz
społeczne. Pełne zadziwiającej chęci życia, pokonania choroby oraz energii
komentarze przeplatają anegdoty z życia aktora oraz jego bliskich.
„Tak sobie myślę...” to utwór stworzony, by dawać
czytelnikowi nadzieję. Ukazujący, jak ważne jest to, co mamy oraz ile może
zdziałać nasza wiara, silna wola. Jerzy Stuhr, rozpoczynając pracę nad
dziennikiem, nie planował go wydawać, co uczyniło jego notatki bardzo szczerymi,
emocjonalnymi i bezpretensjonalnymi. Podczas czytania możemy się natknąć na
opisy takich wydarzeń jak lądowanie kapitana Wrony, czy nawet słynna już sprawa
śmierci małej Madzi z Sosnowca. Autor bez ogródek przedstawia swój punkt widzenia,
nie boi się krytyki, zwraca uwagę na to, co mu w dzisiejszych czasach
przeszkadza, począwszy od kłamstw polityków, a na zaniku szacunku do sztuki
wśród młodych aktorów kończąc.
Serdecznie polecam książkę osobom, które mają problem z
zauważaniem piękna otaczających je zdarzeń – pamiętnik ten uczy czytelnika, że
warto doceniać oddanie bliskich, własny upór, ambicję. Jest to jednak utwór,
który może nieco nudzić osoby, które niespecjalnie orientują się w najważniejszych
wydarzeniach ostatnich lat, nie do końca interesują się filmem i teatrem, a
nazwiska takich literatów jak Mann czy Mrożek są dla nich niczym chińszczyzna.
Ja sama cieszę się, że przeczytałam dziennik Pana Stuhra – zmienił nieco moje
poglądy na otoczenie oraz na sztukę, która powinna być jednym z piękniejszych
elementów życia człowieka.